Możnaby przez długie lata, dzień po dniu, poznawać i opisywać takie miasteczko.  Dlaczego? Bo jest w nim dużo ludzi, którzy rozmawiają, pracują, świętują, budują domy: mrowie. Życie się nie zatrzymuje i nasz bohater – Kartuzy, już jutro będą inne. Poznanie, jak wiele rzeczy, wydaje mi się, że jest nie do zakończenia. Mógłbym poznawać papier tego zeszytu przez włókna do atomów i w tym utonąć. Dlatego nie siliłem się na poznanie i opowiedzenie całych Kartuz, to będzie kawałek obrazu. A do tego inny malarz z tego samego miejsca namalowałby coś innego. W tym sensie mamy ogromną wolność i możliwości, a jednocześnie możliwe, że nie napiszę niczego mądrego, i nawet po dwudziestu wiekach chodzenia po Kartuzach zostanę ignorantem, bo wątków jest dużo, autorzy źródeł są subiektywni i nie wierzę w pełne poznanie rzeczy ani osoby na tym, ograniczonym, świecie. I wiesz co? Czuję, że tak jest bardzo dobrze.

Wiedziałem, że możesz chcieć, żebym opisał ci ścisłe centrum i sedno, na przykład rynek, ale to tylko krótki i szybki szkic, po pierwsze chciałem iść w drugą stronę, a po drugie na rynku już byłem i mogę sobie przypomnieć i opisać go trochę później. Co mnie tak pociągało, że poszedłem w drugą stronę? Przesmyk. Między dwoma jeziorami, przez most, biegnie droga, którą można dojechać do sanktuarium w Sianowie, o ile pamiętam Matka Boża czczona jest tam jako Królowa Kaszub, a młodzi chłopcy przynoszą tam na rękach upatrzone narzeczone i modlą się o dobre żony. A one o dobrych mężów. I żeby ten tutaj ją wreszcie puścił i się odczepił. Jakoś tak, trochę wymyślam, a trochę słyszałem. I o ile wiem, dobrze, żeby mężczyzna kobietę zdobywał, a nie od razu słuchał jak baran, że ma sobie iść. I to jakoś mimo wszystko z poszanowaniem jej wolności, z miłością, nie przemocą. Kiedy więc odpuścić, gdy dziewczyna nie chce? Nie wiem, nie odpuściłem. Nikt nie mówił, że będzie łatwo.

Przed przesmykiem zwracałem uwagę na budynki, podobno modernistyczne wille. To drugie to dużo powiedziane, ale ja znam wille z Jaśkowej Doliny, i to od podszewki, złaziłem klatki schodowe pod pozorem pracy z listami. Ha.
Domy mieszkalne z lat 30. ubiegłego wieku, po prostu, kostki lekko zdobione lub obłe. W PRL-u już nawet o tyle się nie starano, ale tutejsze te przedwojenne domy mnie nie porwały. O wiele bardziej napis z epoki, po polsku. Kartuzy weszły podobno w skład odbudowanej Polski, zostały siedzibą powiatu, więc napis „Skład spożywczy i kolonialny” na budynku przy ul. Majkowskiego nikogo nie dziwił. A mnie dziś trochę tak, bo długo widnieje.

Za przesmykiem przykleiłem się do jeziora, bo zamierzałem je obejść. Mamy środek maja i przyroda daje z siebie wszystko. Buki mają jeszcze coś z tego wczesnego, żywego koloru liści, o którym wszystkim opowiadam. Bo widzisz, liście bukowe docelowo mocno ciemnieją, i są jak płaszcze elfów z ekranizacji „Władcy Pierścieni”. Ale są pierwsze dni ich rozwoju co roku, właśnie u nas w maju, kiedy są młode, świeżutkie, delikatne i cienkie chyba, a na pewno intensywnie, jaskrawo, jasnozielone. To szybko mija i jest dużą odmianą, więc lubię zdążyć na ten moment do rodzinnego domu, lub w jakąś inną buczynę. Jeszcze w słońcu, są takie żywe! Idź i zobacz, zaraz lub za rok, bo na moje oko to już się trochę kończy ten kolor. A stateczna ciemnozieloność pozostanie im do jesieni. Nie mówię, że jest gorsza, mówię, że jestem do niej przyzwyczajony, a tę majową odmianę z zachwytem zauważam i męczę nią ludzi. Idź i zobacz! To taka specyfika maja jak chrabąszcze majowe, wielkie pociski bijące w szybę nad ranem, jak się jednego razu wytrwale szykowałem do matury z matmy. Chrabąszcze jednak pukały kusząco i wyciągnęły mnie na spacer. Albo one, albo wschód słońca, albo w ogóle atmosfera: wschód słońca, tak samo jak w ogóle świat nad ranem, gwiazdy nocą, liście buków w maju i chrabąszcze w oknie, to coś, co chyba rzadko widzimy. A właśnie bardzo lubię ten schemat łamać: oglądać noc szeroko otwartymi oczyma, raz na jakiś czas. A Pan Bóg, mimo że wszyscy śpią (generalizuję sobie), wcale nie zrobił nocy, ani wschodu, byle jak. Nie szczędzi na nie i maluje je tak pięknie. Ile jest miejsc na świecie, gdzie jest coś pięknego, na co tylko On patrzy? Nie wiem. Ale dobrze rozumiem odkrywców, którzy chcieli spojrzeć na coś „jako pierwsi”, chociaż pewnie Indianie się z nich śmieli, bo codziennie chodzili przez ten Eden do pracy. Nie dbam o to, ja w tym miejscu jestem po raz pierwszy. Zakonnicy kartuscy codziennie jedli tu rosołek, tylko nie w piątek. Oczywiście wymyślam: zapewne jedli coś bardzo skromnego. Androny, mówię ci, michałki. Może czasem z Bożej łaski jakaś sensowna myśl, która coś dla Ciebie zrobi dobrego, z Bożej łaski. Ale cieszę się, że nie odpowiadam za twoją edukację.

Coś niecoś o Kartuzach, tylko po to, żebyś był chętny zajrzeć do innych źródeł, nie wiem za wiele: podobno w XIV wieku powstał klasztor – kartuzja „gdańska”. O ile wiem, zakonnicy – kartuzi, wiedli bardzo surowe życie. Mieli maleńkie domki – cele (eremy), skupione wokół kolegiaty (kościoła), refektarz (jadalnię) i kilka budynków gospodarczych, przemysłowych. Według tabliczek na przykład gorzelnię, słodownię i młyn. Miejsce, a więc chyba klasztor, bo miasto rozwinęło się dużo później, nosiło ponoć najpierw nazwę „Raj Maryi”. W to mi graj.
Kartuzi pamiętali o śmierci, napisali sobie i nam o tym na przykład na zegarze słonecznym na jednej z przypór murów prezbiterium. Przypór murów prezbiterium? Jak do mnie ktoś gada w obcym języku, to mam wybór, nie dbam o to, albo próbuję sobie słowa przetłumaczyć i zrozumieć. W skrócie ci powiem, że to nic bardzo ważnego. Ważne jest to, że w murach prezbiterium zazwyczaj substancjalnie, czyli nie tylko duchowo (czyli wyjątkowo, cie-le-śnie), jest obecny Bóg. Średniowieczne cegły interesują garść pasjonatów, tak jak innych osiągi silnika. Ważne jest, dlaczego – dla Kogo, kartuzi zbudowali, moim zdaniem naprawdę piękną, kolegiatę. Jak piszą w Wielkopolsce strażacy o sobie – „Bogu na chwałę, ludziom na ratunek.” Po to jest Kościół, tak sobie myślę. Staram się nie być mądry, ale uważam i ufam, że to akurat wiem dobrze. Jeśli chcesz mojej rady, weź tę jedną: idź do Kościoła. I zbadaj, o co w Nim chodzi. Nie piszę o wątku cegieł w murze, piszę o wątku działania Boga, żebyś się nie stracił. Żebyś się nie straciła. Piszę o Ewangelii. Bogu dzięki jest już napisana i nie muszę się stresować, że Ją zepsuję.

Zmieniłem miejsce i dam Ci parę drobiazgów na koniec: Kartuzy są jedną z miejscowości, nazywanych stolicą Kaszub. Bawi mnie to, bo o ile wiem, Kaszuby składają się z, i w związku z tym chyba mogą mieć kilka ważnych ośrodków. Miasta powiatowe i mniejsze, w kaszubskość Gdańska nie wierzę. Mogę się mylić, ale z lektury Güntera Grassa („Blaszany bębenek”, sam początek), wyszło mi, że przed II wojną światową Kaszubi handlowali w Gdańsku i wracali do siebie. To tylko historia, nie przejmuję się tym bardzo i mam nadzieję, że nie ma o to poważnych sporów (bo po co? o co?), ale wydaje mi się, że historyczna kaszubskość Gdańska jest życzeniowa, jak historyczna polskość Szczecina. Granice się przesunęły i zasiedliliśmy dawniej niemieckie miasta, bawi mnie dorabianie do tego piastowskiej ideologii. Nawiasem mówiąc czy nie chodziło o to (w PRL-u), żeby naród polski uwierzył, że wrócił na swoje miejsce i nie pytał o Lwów, o Wilno, o Kamieniec Podolski, o Berezynę? To tylko miasta i państwa, mają znaczenie tylko do Paruzji (o ile wiem), ale czy Polakowi urodzonemu wewnątrz Polski we Lwowie, po wojnie trzeba było wmawiać, że jego przodkowie przyjechali z Wrocławia?
Tak więc są to ciekawostki dla mnie i piszę o nich lekko, niech mi nie mają za złe w Brusach, Kartuzach, Kościerzynie ani w Pucku, że bawi mnie konkurs na stolicę Kaszub. Całe są piękne, a moja Babcia pasła gęsi pod wiatrakiem w Zalesiu. O ile nie pokręciłem. Także nie wytykam palcami, jestem z Wami.

W Kartuzach na dworcu autobusowym, na przychodni i na niektórych budynkach usługowo-handlowych nie ma godzin otwarcia. O ile dobrze rozumiem, to wszyscy je znają, a my z K., moją żoną, po prostu pytamy. Ludzie odpowiadają nam życzliwie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Name *