(Lokatorom i przechodniom.)
Na schodowej klatce. Jedynym miejscu w tym miejscu, które mnie jakkolwiek fascynuje. Klatka schodowa jest zjawiskowa. Jest cała drewniana, pokręcona i wytarta. Jak co? Jak życie. Można z niej przecież i spaść, i wejść na jakąś górę, co przypuszczalnie jest lepsze. Życie jest też pokręcone, zwłaszcza młode, ale o swoim nie będę wspominał. Wytarte może być, jak już swoje ma za sobą. Może przecież się nawet znudzić i zużyć, choć dla mnie to nie brzmi prawdopodobnie. A co z drewnem? Pali się od byle czego. Życie może spłonąć i wypalić się, nie wytarłszy się nawet. Całkiem dobre jeszcze będąc. Tak schody te, spłonąć mogły czterdzieści lat temu i w tym momencie też mogą. Ja nie mam zapałek, ale może ktoś wyżej. Za siedemnaście lat tak samo prawdopodobne będzie, że spłoną, jak i teraz. Nigdy nie wiadomo z ogniem. Strażacy co teraz pilnują Grobu Pańskiego przyklasnęliby tu na pewno. Ale nie mogą się ruszyć przed zmianą warty. Oni są lekarzami dla schodów, ale bywają dni, że i lekarz nie dotrze. Choroby, że i lekarz nie pomoże. Dla każdego musi stać się jasne, że jego żywot jest jak ta klatka schodowa.
Jest tu, w całym budynku, świetna akustyka. Gra tu się na gitarze cudownie. Ale audytorium nie ma, a nawet przeciwnie: kolegium jest. Cicho! Sztuki nie tworzysz. Ty tu sobie nie pozwalaj. To długopisem sztukę tworzę, sztukę trochę przez “rz”, bo ja nawet jej nie poważam, cóż dopiero współcześni. Może potomni, miło by było. Potomni dla wybitnych zawsze życzliwsi niż współcześni. Ja się nie czuję wybitny, jeśli zaś jestem, będzie mi potrzebny peryskop trumienny, by się o tym dowiedzieć. Tak czy inaczej jeśli zejdę w ogóle, stanowił będę dowód, że życie ludzkie to taka klatka schodowa. To jakieś już dokonanie. Naturalnie wszystko to królestwo świata tego. To trzeba zaznaczyć.
Wirusy korników przeorały te schody. Nabieram do nich szacunku. Szkielet z zimnych gwoździ i śrub trzyma je kupy i jakoś to leci przez te wszystkie lata. Brud je też odznaczył, ciemnieją. Farby prawie nie ma, prawie nie ma czarnych włosów. Bardzo wiele stóp przewinęło się tu tupiąc. Młodzi ze swym nieposkromionym jang, starzy z mozołem i majestatem. Różni. Może nawet jacyś Amerykanie.
Spotkałem w życiu wielu ludzi. Zarówno chłopców, jak i dziewczęta. Mężczyzn i kobiety, dzieci. Wierzących w to, tamto, antytezę tego i wierzących w to, że nie wierzą. Spotkałem nawet dwóch Niemców i tyluż Rosjan. Spotkałem kiedyś siostrę zakonną, wędkarza w swoim czasie, kierowców chyba stu i multum konduktorów. Umieszczam ich wszystkich na klatce schodowej i daję siedemnaście lat na chodzenie po niej i poza nią. Kilku przeszło dwa razy – kilku chwilę posiedziało. Ktoś napisał “Daj spokój” na ścianie. Ktoś inny “na wieki wieków”. Koniec czasu. Nikogo.
„Cześć” chciałbym dać tym wszystkim, którzy przeszli. Szczególne pozdrowienie tym, którzy posiedzieli. I tym, którzy już nie przejdą. Przez zapomnienie moich poręczy, lub właśnie przez pamiętanie. Tych ostatnich przepraszam.
Wielkie wam dzięki, tym w trampkach i tym w baletkach, tym w glanach i tym z rowerami. Niech was dalej Światło ze wschodu prowadzi na przestrzał przez różne żywoty wasz własny znacząc.
Nikogo jednak nie ma, gdy człowiekowi skończą się darmowe minuty. Schody noszą ślady wszystkich stóp, jak i serce nosi pamięć wszystkich spojrzeń, ale gdy płoną schody, nikt nie siedzi na nich i nikt nie przesypuje popiołu w dłoniach, gdy już tylko on z nich został. To nie wyrzut! Ludzie towarzyszą nam po wszystkie dni aż do naszego skończenia się dla nich. Zmieniają się, ale są. Czasem ich nie ma wcale, wrócą ale. Ale jest takie “potem”, że koniec. Trudno mi to wyjaśnić. Nie ma co przywiązywać się do ludzi tak, by się już nie odwiązać – o to idzie. Twoja miłość do kogo kochasz niech nie będzie węzłem gordyjskim. Aleksander załomocze w stopnie Twoje kosą…
I ktoś zostanie – ale ktoś spadnie w niepoznane otchłanie. I ktoś komuś zgotuje bliznę na poręczy, która będzie krzyczeć. Nikt nie będzie na Twych stopniach wiecznie i Ciebie kiedyś nie będzie. Co zrobić takie życie, skrzypią zużyte dechy. „Non omnis moriar” * jednak, popiół z Ciebie zostanie i Feniks duszy, która ujdzie za Światłem w zaświaty. A tam się policzycie, czerwone, żółte, zielone?
Kiedy to pisałem, trzynaście stopni niżej, przy papierosie jedna młoda dziewczyna płakała, a druga podtrzymywała ją. Starałem się nie oddychać, bo nie słyszały mnie.
Chyba już wszystko dobrze. Wielka Sobota 2007, Stargard Szczeciński nad rzeką Iną. Wstaję i idę. Zaraz mnie usłyszą. Schody zaskrzypią.
—
* „Non omnis moriar” – „Nie wszystek umrę” – cytat z „Pieśni III, 30” Horacego, tj. „Exegi monumentum” (tłum. Lucjan Rydel);