*Agusi – maj 2010
1. Bukowo Człuchowskie – Gdańsk Główny 22.03.2010
Krótkimi zdaniami. Zupełnie wolny dzień. Rzecz, która zdarza się rzadko. Dzisiaj wziąłem ją sobie, bo już był dawno czas na drogę. Brakowało mnie tam.
Obudzony bardzo wcześnie, zobaczyłem za oknem rzęsisty deszcz na tle zieleni. Słaby jeszcze w półśnie stwierdziłem, że trudno, nici. Nici deszczu. Albo nić podróży przecięta deszczem. Kilka godzin później obudziłem się na dobre i stwierdziłem kategorycznie, że nie będzie tak. Będzie inaczej, to znaczy pojadę, jak postanowiłem. Choć kawałek.
Na wylocie z Chojnic ulicy Tucholskiej pomyślałem to zdanie już napisane: Trzeciego dnia maja deszcz pada. Śpiewało mi się
2. Chojnice – Bukowo Człuchowskie 27.03.2010
cicho kilka pieśni, żałowałem, że harmonijka została w Gdańsku. Niedługo jednak, ledwo zdążyłem porządnie zmoknąć, a już minivan z warszawską rejestracją zatrzymał się dla mnie. W szybkiej wymianie niezbędnych zdań nie zrozumiałem, jak daleko z tymi panią i panem pojadę, ale to tylko, że przed Toruniem skręcają. Jak powiedziałem było ich dwoje, nie rozmawiali ze mną z tyłu siedzącym. Nie można mieć wszystkiego.
3. Chojnice – Gdańsk Główny 28.03.2010
Miałem więc za to czas zatopić się w myśli i wrócić na chwilę na gdański bastion Żubr, gdzie siedziałem kilka dni temu z jeszcze jedną osobą pod jasnym niebem w cudownym nastroju tak naszym jak gitary. Tylko na Wisełkę musiałem patrzeć i wieże Chełmna na wysokim brzegu. Miasto to na pewno cudne od bardzo dawna zaniedbuję, zawsze dając mu tylko te spojrzenia z mostu.
Wyskoczyłem w Łysomicach na obwodnicy. Na pasie awaryjnym we krwi mi zagrała radość. Jedynką na Toruń, jak za starych dobrych czasów.
Ruszyłem ze starszym facetem, osobowym, który jechał na Polną. Prawie zawsze kiedy wlatuję z kimś do miasta Torunia, to wypuszczają mnie na Polnej. Tam to znalazłem przystanek miejski i długo myślałem przed rozkładem, bo dawno mnie tu nie było. Na plac Rapackiego zabrał mnie autobus dwunastka, bilet niebieski u kierowcy tańszy jest niż w Gdańsku.
Poszedłem pod łukiem Cezara (tam gdzie do roku 1970 przejeżdżał tramwaj) do starówki, na rynku staromiejskim (trzynasta godzina) akurat obchody dnia tego z wojskiem. Patrzyłem na równy szyk żołnierski i pomyślałem o harcerzach gdańskich, z
4. Chojnice – Gdańsk Główny 10.04.2010
których jedno znam. Wystrzelili potrójną salwę honorową, łuski z brzękiem uderzyły o stary bruk. Moje uczucia były jednakie z uczuciami zebranych wokół patriotów.
Potem przy Koperniku spotkałem małą siostrę i dobry dzień mieliśmy, choć to tylko kilka godzin, bo pociągi dziś jeżdżą jak jeżdżą, a ja muszę jutro najwcześniej być w Gdańsku i kontynuować studiowanie. Jeszcze nie, jeszcze nie.
Autobusem, który leciał na dworzec przez most im.Piłsudskiego (trzeba mi z tego miejsca podziękować siostrze, że miałem bilet tym razem żółty). Na moście patrzyłem ile się dało na Wisełkę płynącą. Pomyślałem zupełnie po raz pierwszy, że kocham tę rzekę: siedzieć nad nią i przejeżdżać i przechodzić. Z moich stron rodzinnych wyjazd za Wisłę to zawsze
5. Bukowo Człuchowskie – Chojnice 07.04.2010
było coś. Dzisiaj szybko mi poszło, ale nie raz brnąłem do tej granicy płynącej po kawałku.
Dalej tunel pod torami i kasa z biletami. Ta opowieść jest pisana na biletach, bo chciałem pisać, a nie mam ze sobą ani plecaka, ani zeszytu (zresztą skończył się już napęczniał nasycił się treścią i zebranymi papierami). Poza tym to pyszna zabawa: opowieść w kawałkach, powieść w rozdziałach, na biletach z portfela rozsiana różnych formatów i kolorów.
Jadąc pierwszym pociągiem stojąc nie byłem pewien, czy zapamiętam zapisać, że w Unisławiu (nie jestem rzeczywiście pewien tej nazwy) troje młodych grało w piłkę zupełnie podwórkowo. A po mojej stronie szyby (i szyny), na korytarzu pociągu elektrycznego widziałem moje jedyne marzenie prawdziwe, jak spełniło się komuś i najzwyczajniej, przepięknie, jedzie drugą klasą.
6. Gdańsk Wrzeszcz – Chojnice
Potem było kilka Bydgoszczy pośrednich, wreszcie Główna, gdzie posiedzieć przyszło godzinę, ale przynajmniej zjadłem, bo dotąd to było kilka kanapek rano i to tyle. W barze usiadłem w rogu, aby więcej widzieć niż być widzianym. Siedziało w drugim końcu niezbyt szerokiego wnętrza dwoje starszych ludzi, o których nic nie powiem. Wyszedłem mając jeszcze chwilę przed dworzec, aby zobaczyć, jak jest dziś w Bydgoszczy. Teraz jest pociąg drugi (jeszcze stoi), biało-zielony niemiecki wagon (bo to skład Arrivy a nie PR). Muszę powiedzieć, że jego standard może imponować, siedzenia wygodne, nieplastikowe, w głębokim, ciemnym błękicie. Tym to pociągiem wjadę dzisiaj w noc.
