Od czegoś trzeba zacząć: jedziemy razem do Lubawy, pociągiem do Iławy i dalej samochodem – Rodzice nas odbiorą. Jest sobota, jak na razie nie ma końca nasz niedoskonały świat. Sprany, jak dla mnie, pozornie zbyt znany krajobraz kawałeczka Ziemi od Gdańska do Tczewa. A przecież nie przeszedłem go nigdy pieszo, nie przeczytałem całej historii, a i tego byłoby za mało, i to jest przecież niemożliwe. Lubuję się w znaniu terenu: jakie linie kolejowe, dokąd wychodzą z Tczewa? Prawie wszystko mnie ciekawi.

Jak się czuję? Trochę zmęczony. Moja żona śpi z głową wspartą na moim ramieniu, ukryta w swoich włosach. Lubię, bardzo lubię dotyk jej włosów na mojej twarzy. A może nie śpi. Może zależy kiedy. Czuję się trochę zmęczony, ale jestem na swoim miejscu, na pierwszej linii: przy niej.

Ogromne mosty w Tczewie ponad Wisłą. Ogromne. Człowiek podniósł maszyną stal cięższą, niż on sam. Wielokrotnie.

Plecy, ramiona, kark bolą mnie. Takie jest życie: także takie. Grałem sobie dla przyjemności na harmonijce krótką chwilę, idąc po wrzeszczańskim peronie na umówione z żoną miejsce. Miałem tę przyjemność. Także takie.

Lubię muzykę i lubię w harmonijce jej specyfikę: że ona drży, kiedy wydaje dźwięki, kiedy w nią dmucham. Daję jej powietrze a ona mi i innym wydaje dźwięki, wszem i wobec. Instrumenty są ekstrawertyczne.

Przyciągamy ku sobie Malbork. Podoba mi się to, że na najwyższej wieży zamku teraz jest zatknięta polska flaga. Polska: czy trudności hartują? Wierzę, że tak. Aspiruję do tego, żeby przeżywać je i wykorzystywać, jak (chyba, tak go rozumiem) radził św. Ojciec Kolbe: jak rekolekcje. Na przykład szkołę ufności wobec Opatrzności Bożej. I dawać świadectwo, zachowując się jak dzieciom Bożym przystoi. Ot, co!

Nie muszę pisać, i tak jedziemy. Pociąg szybko, a ja powolutku.

Pierwszy raz od ślubu wyszedłem wczoraj z domu na wyprawę w czysto męskim towarzystwie: Piotra i Tomka, „Kaszubów z wyboru”. Potrzebne mi to było, bardzo dobrze było: męskie, bezczelne żarty i szermierka złośliwna: broń się. Albo lepiej, nie broń się, atakuj! Lubiłem grać w piłkę albo w ataku, albo na bramce: jednoosobowo odpowiadać za „brudną robotę”. Albo właśnie atakować, nacierać na bramkę. To jest „nasz świat”, „nasz żywioł”, ogień („Ja ogień ty woda” 1). Tutaj przynależę. I do K., zarazem.

Kaszuby, zwłaszcza te kartuskie, środkowe (?) pokazały mi „inne” drzewa: Lipy, zwłaszcza lipy, i olchy. I robinie akacjowe, podobno szkodliwe dla „rodzimych” drzew. Mi to chyba nie przeszkadza. „Inne”, bo „u mnie” dęby i buki. I „bory” – sosny. Więc są „inne” i inne Kaszuby i Pomorze „odzyskane”.

I ława główna. Musi wystarczyć na razie.

 


1 Wilki – „Ja ogień ty woda”, utwór z płyty „4”, słowa i muzyka Robert Gawliński;

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Name *