PKP Tczew. A dzisiaj mam tu godzinę. Po co ja to wszystko piszę? Czy to „rozmowa bez słowa1” ? Z Samotnością? Chodź, siadaj. Wypij herbaty. Pół mi wystarczy. Nie jest gorąca, ale dobra. Gdzieś ty się podziewała, mała?
Z Trójmiasta wracam. Przez Kościerzynę do Gdyni, noc w kinie w Gdańsku (źle się śpi w kinie kiedy spać się musi, a musiałem). Rano wykłady miałem, potem rysunek. Z kina wyszliśmy po szóstej i zostałem sam w pustym Wrzeszczu, szukałem otwartego przybytku ciepłego jedzenia. Sprawiedliwy pan od drzwi Politechniki wpuścił mnie za szybko, nieprawnie, pozwolił się ogrzać. Potem szukałem jedzenia, ambitnie, ciepłego. Musiałem się zadowolić kawą i ciastkiem w rannej piekarni. Kawy nie lubię, ale nie mogłem paść na zajęciach. Życie, Samotności.
Przywykłem już do sobót w Gdańsku, do tych nie moich sobót, ale nowością i radością było dla mnie pojechać do Gdyni. Zobaczyć chociaż nazwy, hasła, tytuły. Dziemiany Kaszubskie, Wieżyca, Kościerzyna. I kawałek Gdyni, już nie tylko przez okno. Jakiś Anglik2 napisał wiersz „Brookliński most”. Swoją drogą, gdyby nie Stachury „Nie brookliński most”, nie wiedziałbym o tym, ani ty. Niby daleki jestem od sławienia techniki, tak zwanego postępu i w ogóle ingerencji człowieka w krajobraz, w obraz tej Ziemi nagiej jak ją Pan Bóg stworzył (refren wiersza owego Anglika jest „Brookliński most – to jest dopiero coś!”), ale wrażenie robi na mnie miasto Gdynia, które wyrosło ze splątanej kupy sieci i łódek na plaży w jakieś osiemdziesiąt lat. Jeden z niewielu przypadków, kiedy miasto (miasto!) robi na mnie wrażenie. Zobacz też: Zamość, Kraków, Wrocław. Chojnice, chociaż to już swoiste i bezgranicznie subiektywne. Kończy się herbata, pij mała. W mojej norze staniemy przed dwudziestą pierwszą i ja nie będę miał siły rysować, a ty nie będziesz miała pretensji.
Bo ja to z tych, co wczesnym ciemnym ranem szukają herbaty i czegoś ciepłego do jedzenia. Z tych, co najwcześniej rano zaczynają świadomość. Chodzą w tą i z powrotem po peronie, krążą po dworcu a o pociągu jeszcze nie mają co marzyć. Jestem z tych co za wcześnie ciągną za klamki obiektów publicznych i liczą na kogoś, kto nie powinien wpuszczać o tej porze, że otworzy, pozwoli się ogrzać. Stoją na poboczach z wyciągniętą ręką i mają nadzieję, że ktoś zabierze ich ze sobą kawałek czy dwa. Z tych, co to rano w piekarni albo w spożywczym pytają o herbatę. Herbatę lubią i z reguły mają ją ze sobą, ale bywa inaczej. Ja z tych co czasem w noc wychodzą. I czasem wyciągają rękę w zupełnej ciemności, zuchwale ufnie oczekując dobrego człowieka w mroku. Ja z tych co życia nie znają i dostrzegają w nim dobro, nie wiedząc prawie o tym, co złe. Tak, ja z tych naiwnych. Z tych co żyją pięknie, żyją górnie i durnie. Ja z tych, co czasami wsiadają w pociąg dla tego tylko, że taki istnieje. Tych, którzy żałują, że tam ich jeszcze nie było.
Ja z tych, co im się marzy włóczęga.
Mogłoby już być po Tym Wszystkim, mogłyby nastać najdłuższe wakacje w życiu moim. Powiedziałbym sobie: „ha” i wyszedłbym na drogę. I krążyłbym wzorem latawca po kraju, prawie równie wolnym, jak gdybym z nitki się urwał. Ja, widzisz, nie potrzebuję się urywać. Moja więź nie jest węzłem gordyjskim, moja więź do nikogo nie jest uwiązaniem. Jest czymś więcej. Czymś więcej. Moim wyborem wolnym i moją wolność zachowującym. Stachura przyznał wprawdzie, że nie wie, co to zdanie „w całej swej rozciągłości – w całej swej skrzydlatości oznacza3„, ale napisał, że
„Wolny ptak jest najwierniejszym stworzeniem świata4”
I to, jak ja sądzę, miał na myśli, a może raczej ta myśl miała jego za proroka swego, że wolny ptak wraca, bo chce, jest, bo chce, odchodzi, bo chce. Nie musi niczego, więc jego wierność czemukolwiek, jeśli wierny czemukolwiek jest, jest jego wolą, wo-lą-wol-ną, nie przymusem. Wierność, trwanie i po-wro-ty są jego decyzją i jego radością. Powroty. Zawsze chce się wracać do domu, jeśli ma się dom i jeśli można to-tak nazwać. Jest kilka domów moich na tym świecie i wdzięczność najwdzięczniejsza tym ludziom, bo to ludzie.
Obym nie poznał nigdy odpowiedzi na pytanie co to jest bezdomność. Bo nie mogę tego wiedzieć i chwała za to Bogu. Obym nie poznał nigdy, bezdomność musi być straszliwa, ja to mówię, ja, „dziecko szczęścia”. Mogę się zjawić o każdej porze i przyjmą mnie, jest kilka takich miejsc. Pewien jestem, straszliwe musi być nie-mieć-do-kogo-iść.
„Winny-li niewinny sumienia wyrzut…5”
Widziałem kilku takich ludzi. I co ja im powiem, moja mała (i ty masz u mnie dom). Co ja im powiem, jak im spojrzę w oczy, który mam to, co wydawać się im może „wszystkim”, którzy może tego tylko pragną? Dlaczego niektórzy mają kilka domów, podczas gdy niektórzy inni nie mają jednego domu? Co ja im miałbym na to odpowiedzieć?
„Winny-li niewinny sumienia wyrzut.” To wszystko co dla was mam, ludzie bez-ludzi.
1 Tytuł wiersza Adama Ziemianina, który poznałem dzięki Staremu Dobremu Małżeństwu (muz. Krzysztof Myszkowski) – pięknie opisana scena rozmowy przy kawie;
2 Pomyliłem się, „jakiś Anglik” to w rzeczywistości Rosjanin, Władimir Majakowski;
3 Edward Stachura – „Pokocham ją siłą woli”
4 j.w.
5 Edward Stachura – „Jak”