(Pannie Leśniczance – która może znać odpowiedź na poniższe pytania)

„Gwiazdy wokoło twojej głowy – pod twoimi nogi fale morza – na falach morza tęcza przed tobą pędzi i rozdziela mgły – co ujrzysz, jest twoim – brzegi, miasta i ludzie tobie się przynależą – niebo jest twoim. – Chwale twojej niby nic nie zrówna.

Ty grasz cudzym uszom niepojęte rozkosze. – Splatasz serca i rozwiązujesz gdyby wianek, igraszkę palców twoich łzy wyciskasz – suszysz je uśmiechem i na nowo uśmiech strącasz z ust na chwilę – na chwil kilka – czasem na wieki. – Ale sam co czujesz? – ale sam co tworzysz? – co myślisz? – Przez ciebie płynie strumień piękności, ale ty nie jesteś pięknością. – Biada ci – biada! – Dziecię, co płacze na łonie mamki – kwiat polny, co nie wie o woniach swoich, więcej ma zasługi przed Panem od ciebie.

Skądżeś powstał, marny cieniu, który znać o świetle dajesz, a światła nie znasz, nie widziałeś, nie obaczysz! Kto cię stworzył w gniewie lub w ironii? – Kto ci dał życie nikczemne, tak zwodnicze, że potrafisz udać Anioła, chwilą nim zagrząźniesz w błoto, nim jak płaz pójdziesz czołgać i zadusić się mułem? – Tobie i niewieście jeden jest początek. –

Ale i ty cierpisz, choć twoja boleść nic nie utworzy, na nic się nie zda. – Ostatniego nędzarza jęk policzon między tony harf niebieskich. – Twoje rozpacze i westchnienia opadają na dół i Szatan je zbiera, dodaje w radości do swoich kłamstw i złudzeń – a Pan je kiedyś zaprzeczy, jako one zaprzeczyły Pana.

Nie przeto wyrzekam na ciebie, Poezjo, matko Piękności i Zbawienia. – Ten tylko nieszczęśliwy, kto na światach poczętych, na światach mających zginąć, musi wspominać lub przeczuwać ciebie – bo jedno tych gubisz, którzy się poświęcili tobie, którzy się stali żywymi głosami twej chwały.

Błogosławiony ten, w którym zamieszkałaś, jako Bóg zamieszkał w świecie, nie widziany, nie słyszany, w każdej części jego okazały, wielki, Pan, przed którym się uniżają stworzenia i mówią: „On jest tutaj.” – Taki cię będzie nosił gdyby gwiazdę na czole swoim, a nie oddzieli się od twej miłości przepaścią słowa. – On będzie kochał ludzi i wystąpi mężem pośród braci swoich. – A kto cię nie dochowa, kto zdradzi za wcześnie i wyda na marną rozkosz ludziom, temu sypniesz kilka kwiatów na głowę i odwrócisz się, a on zwiędłymi się bawi i grobowy wieniec splata sobie przez całe życie. – Temu i niewieście jeden jest początek.”

(Zygmunt Krasiński, „Nie-boska komedia”, akt I)

Pan Krasiński uważał więc jak rozumiem, że bezcelowe są próby pisania o pięknie, pisania piękna, opisywania czegokolwiek w ogóle, oddawania czegokolwiek słowami. To wszystko jakby „poezja teoretyczna”, a więc związana ze słowami, a nie mająca nic wspólnego z życiem. „Błogosławiony ten”, w którym zamieszkała poezja – to znaczy, nie ten, kto poezję produkuje (litości!), tworzy, (ratunku!), nie ten, komu wydaje się, że słowa mogą cokolwiek z życia wyrazić, że warto pisać, by przekazywać piękno. „Błogosławiony ten”, kogo życie jest pieśnią. Życie jest pieśnią. Jeśli życie jest pieśnią, to chyba treść jego nie do napisania jest. A wydawać poezję „na marną rozkosz ludziom”? Może chodzi o pisanie grafomańskie, a może chodzi o pisanie w ogóle, czy nie pisze się po to, by ktoś czytał i podziwiał? Nie jest tak? Jeśli nawet coś warte jest pisanie, to o wiele więcej i nieporównywalnie więcej warte jest życie, życie człowieka, w którym poezja i piękno zamieszkały, jako Bóg zamieszkał w świecie”.

Tak uważał pan Krasiński

Można by jeszcze śmiało zapisać, że źródłem piękna i prawdy i dobra jest Bóg, więc w takim człowieku w jakiś sposób także i On zamieszkał i teraz jego życie jest pieśnią.

Ale to może nadinterpretacja myśli pana Krasińskiego.

 

Tekst ten w jakimś teście maturalnym znalazłem dzisiaj.

Czy to nie mnie męczy pytanie, które może mnie skompromitować totalnie? Pytanie, na które pan Krasiński prawie jasno ze swojej strony odpowiedział? Tak, zadawałem je sobie i zadaję.

Czy można cokolwiek wyrazić słowami? Tymi słowami ciasnymi ujmować nieskończoność, abstrakcję, czy w ogóle cokolwiek? Bo świat niewysłowiony jest, nie wierzysz, to pożyj jeszcze trochę, byle uważnie. Przekonasz się, że zabraknie ci czasem języka w gębie i nie zawsze tylko z zachwytu, szczęka ci opadnie i będziesz chciał coś powiedzieć, ale nie będzie takich słów.

Na przykład mógłby ci ktoś, komu nie możesz nie wierzyć, powiedzieć, że odwróciły się bieguny Ziemi i musisz teraz się nauczyć chodzić po suficie. Będziesz chciał coś powiedzieć, ale otwarta twoja gęba będzie pusta. A jeśli tak, to czy mają słowa jakąś wartość? Skoro cały świat bywa niewysłowiony i niewyrażalny, a dla mnie właśnie bywa, odkąd po suficie uczę się poruszać? Słowa zdają się nie mieć żadnej wartości, zdaje się, że niczego nie potrafią powiedzieć, nie można nimi przekazać żadnej prawdy i niczego prawdziwego. Jeśli tak jest, a mnie się mocno tak wydaje, to nie powinienem pisać albo wszystko jedno czy będę pisał, czy nie, bo w każdym razie to, co we Wprowadzeniu moim opisałem, pokazywanie piękna, pokazywanie Boga i te wszystkie istotne cele pisania, nie dają się zrobić słowami. Dają się, powiedziałby chyba pan Krasiński, zrobić tylko życiem, życiem pięknym i uważnym. Jak pokazać życie bez słów, aby widziano, że nie jest szare, że nie jest mrukiem partyzanckim, ale pieśnią, pieśnią o pięknie?

Jak cokolwiek? Co robić? Hę, jeden z drugim? Co ma zrobić człowiek, który chce swoim życiem cokolwiek zrobić, żeby puste nie było i nie było bez znaczenia? Nikt mi rad nie daje, wszyscy zwykli chyba uważać, że jestem rozsądny, skoro tyle myślę. Ktoś może powie gorąco, żebym pisał, bo „dobrze” piszę o ja dziękuję jak to ja nie piszę. Dobrze, drodzy moi, mi się czasami też wydaje, że niezła opowieść, że dobry tekst nawet, ale jeśli to wszystko kłamstwo jest? Jeśli to wszystko jest ta, atrapa, blichtr, odbicie, ale nie lustrzane nawet, a cień? Jeśli to wszystko nie jest prawdziwe, to ja nie chcę tego robić, to chyba jasne. I bądź tu mądry jeden z drugim.

A gdyby zamilknąć, co by się stało? Milczeć i tylko żyć, to znaczy nie „tylko”, żyć. Milczeć i żyć, nie pisać, a przeżywać, a prawdą pokazywaną drugiemu i trzeciemu człowiekowi byłoby tylko moje zachowanie, moje wybieranie? Carlo Caretto napisał w „Listach z pustyni”:

Milczenie jest bezgraniczne, podczas gdy każde słowo ma swoją treść ograniczoną.”

Tymczasem ja jestem przecież ten, który chce nieskończoności. Ja chcę dojść do horyzontu i zrobić jeszcze jeden krok. I zobaczyć, co się stanie. Ja jestem ten, który nie chce treści ograniczonych, chce do końca. Poznać wszystko, albo poznać coś do końca, a może to jest to samo, chce zobaczyć kiedyś Boga, ogarnąć morze, zamknąć świat w ramionach, zobaczyć wszystko, no, tak mam. Obsesja poznawcza.

I jeśli ciągle jeszcze piszę, także te słowa, to dlatego, że nie jestem przekonany. Nie wiem jeszcze, czy prawdziwe jest to, co robię, czy pisanie jest prawdziwe, to moje. Moja przybrana siostra – Panna Leśniczanka powiedziała ostatnio, że tak, że to co ja piszę, zawsze jest prawdziwe. W porządku, nie oszukuję, piszę jak jest, co widzę, co myślę, co jest we mnie, nie ma tu teatru – ale nie rzecz w tym, czy we mnie jest kłamstwo. Rzecz w tym, czy prawdę da się napisać, oddać ją całkowicie, bo częściowo chyba nie można. Czy to moje jedno jedyne w kosmosie słowo, które jeśli znajdę, to zapisuję gorączkowo, rzeczywiście, jak myślałem, oddaje całkowicie i bez dwóch zdań doznanie, uczucie, myśl, to znaczy abstrakcję? Bo ja znalazłem parę takich słów w życiu i nie wątpiłem w nie nigdy. W „Kobietę Wschodu” nie wątpiłem nigdy, bo ja tam byłem i to widziałem. Czy jednak to w ogóle można było przekazać? Czy to co przekazałem, to to samo, co zaistniało tamtej nocy, której wyszedłem i widziałem? Widziałem to. Wyście tylko czytali. Niektórzy.

Wiadomo już, czego nie wiadomo. Teraz czas o tym pomyśleć.

Przeczuwam, że wbrew wszystkiemu i absurdalnie jednak słowa moje czasami mogą być prawdziwe, to znaczy szczerze, właściwie i dobrze pokazywać to, o czym w zamyśle moim mają być. Takie podejrzenie mam dlatego, że ja chyba nie potrafię nie pisać. Porywa mnie i piszę, choćby nie wiem co. Porywa mnie natchnienie, jak zwykłem myśleć, porywa mnie Ten, co piękno stworzył i stworzeniami wyraził, a może raczej sam Jeden tylko piękno w sobie ma i je uosabia, a wydał je z siebie, udzielił go stworzeniom, stwarzając. I trzeba by naprawdę mocnego przekonania, że słowa to kłamstwa, że słowa są bez znaczenia, że nic nie mogą, że nie są niczym wartościowym, żebym ja przestał je zapisywać. Chcę być prawdziwy, więc jeśli kto uważa, że słowa prawdziwe być nie mogą, niech się kłóci do upadłego. Serdecznie proszę.

 

Słowa, słowa, słowa.”

William Szekspir, Hamlet”

 

Słowa, słowa, słowa, słowa.”

Stanisław Wyspiański, Wesele”

 

Autor zdjęcia: Luca Laurence - Unsplash.com
Autor zdjęcia: Luca Laurence – Unsplash.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Name *