PKP Chojnice. Jazda do Bydgoszczy. Pierwszy morał z nowej bajki – w pociągach spółki PCC Arriva można posługiwać się biletem drukowanym na papierkach PKP PR w normalnych kasach dworcowych. Coś czego nie byłem pewien.
Jest zima, jest noc i jest ciemno. Dochodzi siódma rano w noc. W nocy zwraca się uwagę na światła. Przy zwrotnicach kolejowych zobaczyć można takie małe sześcienne latarenki wyświecające jakieś znaki w kolorze białym. Strzałki, czy coś. Kiedy jest ich dużo, w nocy, wygląda to jak cmentarz. Pociąg ruszył. Jak cmentarz małe światełka tuż nad ziemią. Kolejarzom powinno się takie lampki na grobach stawiać, swoiste kolejarskie znicze.
Mam dziś całą Bydgoszcz do przejścia nogami. Bo tak: Dworcowa, Gdańska, Jagiellońska, Fordońska. Nic mi te ulice nie mówią, ale na Toruń chcę stopa złapać. Zapamiętałem je tej nocy zanim poszedłem spać. I że to daleko.
Przechodziliśmy raz Bydgoszcz z jeszcze jedną osobą. To był dzień, który ilustrowałem potem sceną z filmu „Władca Pierścieni”, jak Boromir do swego brata Faramira w mieście Osgiliath mówił: „Remember this day, little brother. Today life is good.” 1 Szliśmy wtedy w dużym upale i długo, ale dziś mam przejść więcej. Wówczas mieliśmy kieszenie pełne pieniądzorów, bośmy grali nienajgorzej i długo nad Brdą. Szliśmy pod wiaduktem kolejowym iśmy idąc wymyślali synonimy pociągu na zawody. Torowiec. Torowóz. Szynoposuwacz. Lokomotyw. Wiele tego było, niewiele pamiętam. To były czasy. Stacja Silno. Odkryłem nową kieszeń w mojej zielonej kurtce, ale jest tak samo pusta jak te stare. Ciemność ciągle za szybą, że widać w niej tylko moje odbicie, a wiem, że możnaby się za oknem większych atrakcji spodziewać. Ale nic. Do Torunia jadę, dzień wolny, remament, prawie tak słodka wolność, jakbym powiedział wszystkim szukaj wiatru w polu i poleciał jak latawiec byle gdzie, byle dalej, w las, w pole, w wiatr, do wsi, do miast. Nie, ja mam cel, ja mam Toruń, ale wolność też mam i właśnie w długą daję od stosu kłopotów, a właściwie od jednej małej rzeczy, tak małej jak para rękawiczek, ale nie tak przyjemnej. A niech tam. Tęsknoty niespełnionej.
Jadę, mówię. W długą. „W niebo na koń i goń!” 2. Co ja poradzę, że Mistrz Życia dobrze napisał, od cytatów i nawet od naleciałości w stylu nie broń nas, albowiem do tradycji należymy, tradycję szanujemy i wolni w tym jesteśmy. Ty, który silisz się na oryginalność, sztuczny jesteś. Ty, który odrzucasz i wywracasz do góry nogami, który nowe prądy tworzysz i na stare się wypinasz, tak samo przed Tobą sto pokoleń myślało. Swoją drogą zaliczyłem właśnie „poetę wyklętego” do tradycji literackiej. I dobrze, bo nie ma przed tym ucieczki, nie przestaniesz człowiekiem być i do człowieczego dorobku należeć, wszystko, co możesz, by swoistym być, stylowym być i niepowtarzalnym, to prawdziwym być i nie udawać. Ani klasyka ani outsidera. I tu i tam powielisz, zacytujesz, sparafrazujesz, cóż z tego! Ja pisać lubię. Dla mnie pisanie jak chleb. A czy niepowtarzalność i jedyność w swoim – człowieczym – rodzaju, można osiągnąć? Pytanie cokolwiek za trudne. Próbować zawsze można, ale nade wszystko sobą być! Iść swoją drogą, nawet jeśli to za przeproszeniem autostrada, którą tłumy walą. Tuchola. Wytłumaczywszy się obszernie z cytatu jadę dalej. Za oknem już co nieco widać. Wszedł facet z ostrzem wyglądającym jak maczeta, ale zadymy nie robi. Siedzi spokojnie. Mówi coś o szkoleniu BHP. A ja to piszę, bo ja mam manię. Obserwacji nieustającej, obsesji poznawczej. Patrzeć i widzieć. Wszystko. Ostatecznie nie tak wiele kosztował mnie ten zeszyt, a ten długopis dostałem jakże niezasłużenie aby cudów literackich dokonać. Nie podołam, ale o tym cicho, sza. Duży żelazny most na Brdzie. Podróż. Niech żyje! Wykrzyknięcie to z M. opracowaliśmy. Most na Brdzie żelazny kolejowy jak w Męcikale. Męcikał, lato było, łabędzie, wariaci młodzi, to były czasy. To byli czasy.
Co dzisiaj się zdarzy?
Stacja Wierzchucin. Zmiana pociągu. Ładnie tu, w lesie. Muszę kiedyś tylko tu przyjechać specjalnie. Aby usiąść pod ścianą i poczekać na pociąg z powrotem. Może ktoś dałby się na taką przyjemność namówić.
Cytat okolicznościowy – dla szanownych o naśladownictwo posądzających, bo będą tacy – raz jeszcze z Mistrza Życia a nie śmierci na pewno:
„Być poetą to tak się zachowywać, żeby to nie pozostawiało żadnej wątpliwości, że się jest poetą. Dobrze, ale jak się zachowywać? Na przykład jak? Na przykład: NIE UCHYLAĆ SIĘ OD UDZIAŁU W SZTAFECIE. Co to znaczy: na przykład? To znaczy na przykład: pamiętać o tych, którzy sztafetę tworzyli i podejmować, i ciągnąć wielkie trudy zaczęte i nie skończone, bo może one nieskończone są.”
(Edward Stachura, „Wszystko jest poezja”)
Z uwagą tą, że poeta to na mnie zbyt patetyczne, zbyt wielkie słowo, zbyt obciążone bagażem znaczeń, nielekkie, nie chcę go. Zbyt się kojarzy, ze wszystkim czym nie jest i może też z częścią tego, czym jest. Literat jest słowo, ale to na mnie zbyt wulgarne słowo, literat to jak bednarz, jak zegarmistrz, jak rzemieślnik, a ja rzemiosła nie robię, mnie pęd porywa twórczy wiatr, który nie jest mój i w który ja wierzę, bo ja bym nie potrafił tak napisać, na Niego dobra jest nazwa Kuby Kawalca „Nieokrzesany majowy wiatr” 3, a na mnie może stworzenie najwierniejsze wolne co na tym wietrze leci niesione, gdy piszę. Bo nie ja tu jestem wielki i niesamowity, nie mi chwała i cześć za „Kobietę Wschodu” albo „Moją małą”, które nieliczni czytający uważają najbardziej.
No i poniosło mnie. Stacja Maksymilianowo. Któregoś dnia napiszę jedno słowo za dużo. Ciekawe, jak też to będzie wyglądało. Wylecę długopisem za kartkę, czy myślą za ramę, czy… To by dopiero było.
Po godzinie siódmej w noc wieczorem tego samego dnia. Pomiędzy był Toruń i jedno spotkanie z jedną osobą, która dała mi, obok wiele cenniejszych: czasu i słów, bilet komunikacji miejskiej. To zawsze są małe papierki. Tego specyficznie – dwukrotnie się kasuje. Jeśli oszczędzają w ten sposób na druku, to inteligentni są. Mam kilka innych biletów MZK: gdzieś w norze znalazłby się może chojnicki, którym do Funki można dojechać, mam krakowski (co wpadł nie wiem jak w moje ręce na Woodstock’u), mam trójmiejskie SKM i MZK z Gdyni. Krakowski ma obrazek barbakanu (a może: Barbakanu), toruński ma anioła trzymającego tarczę z zamkiem, a gdyński ma Gdyni herb – miecz i dwie rybki na czerwonym polu. Nie przepadam za komunikacją miejską (chyba, że tramwaje!), ale bilety to bilety. Niech żyją!
Szalony dzień dzisiejszy. Na pociąg leciałem tunelem niskim Torunia Głównego jak wariat – nie było po co się tak spieszyć, ale tego nie wiedziałem. Spędziłem wcale miło dzień, za co dzięki jednej osobie.
Po wyjściu rano z pociągu przeszedłem Bydgoszcz. Co to było. Tunele pod rondem Jagiellonów, czyli jak zdezorientować niezorientowanych. Zalecany objazd do Torunia, czyli jak wyprowadzić podróżnika w pole, jak go wpuścić w maliny, sprowadzić na manowce, wpędzić na pochyłe drzewo, jak mu zrobić z igły widły i jak wpaść go jak śliwka w kompot. Im więcej jest drogowskazów, tym bardziej kręci się człowiek w kółko. I nie warto leźć za znakami, a warto pytać o drogę. Ot.
Jak już wyszedłem na wylot, ulicę Nowotoruńską, postałem z półtorej godziny. I nie miałem pięknych myśli, z czego nie jestem dumny. Przeciwnie. Miałem niepiękne myśli i jestem z tego niedumny. Ale zawodnikom kierowcom automobilistom zmotoryzowanym chciałbym kilka słów powiedzieć, możliwie bez pretensji, możliwie informacyjnie. Kiedy pada deszcz, autostopowicz to człowiek, który moknie. Kiedy wieje wiatr, autostopowicz to człowiek, którego przewiewa. Kiedy jest zimno, autostopowicz to człowiek, który marznie. Kiedy jest późno, autostopowicz to człowiek, na którego ktoś czeka, albo człowiek, który jedzie do domu. To nie agresor. Są różne przypadki, ale to nie agresor, raczej człowiek, który prosi o pomoc. Strach, ja wiem. To jest kwestia zaufania i pewnej odwagi, oczywiście. Nauczyłem się dzisiaj w pewnej sytuacji, że brak odwagi uniemożliwia często zrobienie czegoś dobrego. Odwaga to to, co pozwala nam działać, działać dobrze. Strach to to, co zamyka nas w nas, zamyka na innych, ogranicza nas, dominuje nas. Zniewala. Bo dobrze czynić innym to my chcemy, tylko na przykład narażamy się na śmiech. Albo na to wszystko, co wyobrażamy sobie o człowieku, który marznie. Ksiądz Zenon, proboszcz z mojej parafii, powiedział raz dosadnie: „Miłość bez odwagi to jest ciapowatość.” Ot.
W Solcu Kujawskim stałem jeszcze, na krajowej drodze. A potem to już z górki, znalazłem się na toruńskim starym mieście niezrównanym i popłynęła dalsza część tego dnia, która nie tylko do mnie należy. Dlatego jej nie opowiem. Teraz jest po siódmej wieczór w noc i stoimy Stoczniowcem w Bydgoszczy Głównej. Pospałoby się, ale nie. W pociągu nie.
![Autor zdjęcia: Ciacho5 [CC BY-SA 4.0 (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0)], z Wikimedia Commons](https://polskipoeta.zrobic.pl/wp-content/uploads/2018/07/Maksymilianowo_k_Bydgoszczy_A_611-960x540.jpg)
1 „Władca Pierścieni: Powrót króla”, oryg. „The Lord of the Rings: The Return of the King”, film z 2003 r., reżyseria: Peter Jackson, scenariusz: Fran Walsh, Peter Jackson, Philippa Boyens, na podstawie powieści Johna Ronalda Reuela Tolkiena „Władca pierścieni”
2 Edward Stachura, „Czy warto”
3 Patrz: Happysad – „Milowy las”, słowa: Jakub Kawalec, muzyka: Jakub Kawalec i Happysad