W minioną niedzielę w miejscu kazania podczas mszy Świętej wysłuchaliśmy Apelu Zespołu Konferencji Episkopatu Polski ds. Apostolstwa Trzeźwości i Osób Uzależnionych.2 Ja sam słuchałem go z trudem. Będę pisał z pozycji człowieka dorosłego, zaznaczam, że opowiadam się za dbaniem o całkowitą abstynencję od alkoholu dzieci i młodzieży, to znaczy osób, które nie osiągnęły dojrzałości i pełnej zdolności pojmowania konsekwencji czynów, co przyjmijmy, że przychodzi nie wcześniej niż z osiągnięciem pełnoletności.
Uważam, że można – i warto – pokazywać, na przykład przez dobrowolne wyrzeczenia, że alkohol nie jest potrzebny do szczęścia ani tym bardziej do życia. Można to pokazać innym na przykład przez powstrzymanie się od alkoholu przez miesiąc, tłumacząc przyczyny tej decyzji, nawet przez sto dni, jak do tego zachęcają w tym roku członkowie ww. Zespołu. Podoba mi się pokazywanie wolności wyboru: „mogę, ale nie muszę”. Natomiast dużą część „Apelu”, choć nie było to jego głównym przesłaniem, poświęcili Autorzy promowaniu całkowitej abstynencji od alkoholu. To jedna z możliwych decyzji człowieka dorosłego o jego życiu, nic mi do tego, jeśli podejmuje on ją w odniesieniu do siebie, mam nadzieję, że każdy taką decyzję podejmuje w warunkach wewnętrznej wolności, nie pod presją zewnętrzną, albo nie wiedząc, że nie musi – na przykład (co byłoby skrajnym przypadkiem) nie wiedząc, że spożywanie alkoholu (samo w sobie, abstrahuję od okoliczności) nie jest grzechem. Zatem zgadzam się nawet ze stwierdzeniem, że całkowita abstynencja od alkoholu jest jednym z możliwych wyrazów wewnętrznej wolności człowieka. Nie zgadzam się natomiast z postulowaniem że używanie alkoholu, samo w sobie, świadczy o zniewoleniu człowieka. Uważam, że wolność może wyrażać się zarówno w powstrzymywaniu się od spożywania alkoholu, jak i w jego spożywaniu. Autorzy listu zaś nie mówią tego wprost, odniosłem wrażenie, że pragną odstraszyć adresatów całkowicie od spożywania alkoholu, bez względu na okoliczności. Tymczasem alkohol nie jest bezwzględnie zły i szkodliwy dla człowieka, nie jest to takie proste. Mam w sobie synowski sprzeciw („synowski”, bo jestem synem Kościoła) wobec promowania całkowitej abstynencji jeśli chodzi o alkohol, z sugestią, że tylko abstynencja jest wolnością.
Alkohol jest jakby „narzędziem” w ręku człowieka, może być używany dobrze lub źle (czyli nadużywany). Jest natomiast sam w sobie demonizowany, bo nadużywany przez człowieka powoduje złe skutki.
Lubię pić alkohol, zachowując w tym umiar i dobre, słuszne granice. I uważam za dobre skutki, jakie wówczas trunek wywołuje: odprężenie, rozweselenie, śpiew i taniec poza okresem pokuty. Zbliżenie się ludzi do siebie i ułatwienie serdecznej rozmowy. Odpoczynek.
O tym, że wino jest dla człowieka, można przeczytać nawet wprost w Piśmie Świętym: „Każesz rosnąć trawie dla bydła i roślinom, by człowiekowi służyły, aby z roli dobywał chleb i wino, co rozwesela serce ludzkie, by rozpogadzać twarze oliwą, by serce ludzkie chleb krzepił.” 1.
Narzędzie, w rękach człowieka, wyposażonego przez Boga, zdolnego podejmować dobre decyzje. A gdybyśmy zachęcali wojsko i policję, wreszcie wolnych i prawych ludzi (w warunkach wolności obywatelskich, których nie mamy) do nieużywania, nigdy i bezwzględnie, narzędzia jakim jest broń? Bo nadużywana powoduje złe skutki? Wolność polega na wybieraniu rzeczy dobrych, a nie na oddalaniu od siebie możliwości wyboru.
Uważam oczywiście za dobre, aby człowiek wolny miał w rękach skuteczne środki obrony swojej wolności, swojego mienia oraz życia własnego i swoich bliskich. A także wolności, mienia i życia ludzi, zgromadzonych w zbiorowość, którą nazywamy ojczyzną, którą my, Polacy, nazywamy Polską. A już zwłaszcza uważam za dobrą „wojnę sprawiedliwą”, zdefiniowaną w Katechizmie Kościoła Katolickiego. Powinniśmy, my Polacy, mieć własną siłę zbrojną zdolną odeprzeć każdego ewentualnego agresora, tak, żeby nie okazało się, zgodnie z ww. definicją, że jedynie dobre, dla uniknięcia bezsensownych ofiar, jest poddanie się agresorowi i życie – już bez wolności.
Nie umiem strzelać i nie mam broni palnej – najskuteczniejszej dzisiaj w razie, przykrej, konieczności. Oczywiście, w miarę możliwości, napastnika należałoby obezwładnić, nie zabijając. Ale czy świadomość, że potencjalna ofiara nie ma broni palnej, nie rozzuchwala napastnika i nie ośmiela w jego zamiarach? Obawiam się, że skoro wie, że życia nie straci, spróbuje. Czy napastnik, ostrzeżony przez broniącego się, pokazującego mu wycelowaną broń, który mimo to zaatakuje, będzie zabitym, czy samobójcą? Jeśli pozna, że jego „ofiara” umie posługiwać się bronią, to, jeśli mu życie miłe, odstąpi. I nie trzeba będzie odpowiadać na moje pytanie. Dalej, co od dawna mnie inspiruje do myślenia, weźmy samo słowo: „broń”. Brzmi to coś strasznie, ale zostało nazwane, jak sądzę, od celu i powołania, zamysłu: do czego służy. „Grabie” służą do grabienia, a „broń” do obrony. Złem jest dopiero jej nadużywanie, natomiast nie należy jej wyrzucać, dopóki można spodziewać się napastników, czyli do końca tego niedoskonałego świata. To jest takie proste. Nawiasem mówiąc, z tego co wiem, „karate” czyli sztukę walki bez broni, wynaleźli ludzie pozbawieni prawa do noszenia broni przez okupanta, czyli chyba wręcz niewolnicy. To wspaniała sztuka, którą ludzie bardzo rozwinęli i dzięki której mogą imponować opanowaniem swojego ciała, samodyscypliną i może właśnie wewnętrzną wolnością. Jednak bardzo chcę powiedzieć, że to znaczy, że noszenie broni i wolność osobista i zbiorowa ludzi przez wieki chodziły w parze. I że noszenie broni jest prawem człowieka. Jeśli jej nadużyje, czyli zrobi komuś krzywdę przekraczając granice obrony koniecznej, wówczas wolno go osądzić i ukarać. Natomiast prewencyjny zakaz i konieczność ubiegania się o koncesję uważam za nadużycie ze strony władzy i – niesłuszne – ograniczenie mojej wolności. Nie zrobiwszy nic złego, jestem i tak ukarany – bezbronnością.
Podsumowując dwa wątki, dwa przykłady, przez które starałem się pisać o wolności, w każdym razie uważam, że wolność nie jest tak prostą rzeczą, jak odmówienie sobie wszystkiego. Ani tak prostą, jak pozwolenie sobie na wszystko.
Jeśli się w czymś mylę to proszę, niech mi to ktokolwiek wykaże.
