Pociąg wart jest pisania. Stoimy starym dobrym piętrowym składem w kolorach plaży i morza na czwartym i odliczamy do odjazdu. Śnieg się zwalił na świat i tak leży na świecie. Mokry już i błotnisty, bo ociepliło się trochę. Lubię to miejsce bo sto razy wcześniej przelatywałem tutaj z peronu na peron i sto razy siedziałem tu w barze na herbacie dziewięćdziesiąt dziewięć razy sam, a raz nie, w tym złotym czasie. Zmierzajmy do rzeczy, do myśli centralnej. Jedźmy do niej co ona mi obecną chęć głód pisania przyniosła. Z peronu na peron. Bo byłem wcześniej w osobowej Łynie i ona przesuwała się a ja z nią a w niej siedziałem nieruchomo. Starałem się siedzieć nieruchomo w osobowej Łynie, a chociaż nie robić gwałtownych ruchów. Starałem się nie być możliwie, a więc zając się swoimi sprawami jak najgłębiej. Swoją nauką. Bo siedziała dokładnie naprzeciw bardzo piękna dziewczyna i lekko płakała na pewno ze smutku. To ja się starałem siedzieć w swoich sprawach i nie męczyć oczami, przecież ciekawymi. Które chcą poznać. Ale nie dręczyć nie przeszkadzać nie męczyć. Dlatego odwracają się czasem. Moje oczy. A dziewczyny oczy były bardzo mocno głęboko brązowe. Płakała lekko, może starała się nie płakać bardzo. Na pewno ze smutku. I mogła nawet za chwilę, bo to była chwila, patrzeć na powietrze za oknem i na świat za powietrzem może nawet ze spokojem i nadzieją. Mam nadzieję. Kręte szyny wiodą dalej. Życie dalej się toczy dzieje się jedzie. Nie zawsze się tego chce ale jest tak zawsze, kolejny dzień – jutro, kolejny kilometr – kolejny kilometr. Bo czasami się tego nie chce, ja czasami tego nie chcę i może każdy, bo jestem taki sam jak wszyscy. W te dni okropne kiedy walą się gmachy z kart albo co. Chciałoby się czasem zostać tam na gruzach z kart nie jechać dalej: na pogorzelisku. Ale życie w końcu samo niesie dalej, czy nie: życie, bo jest to nie raz cud. Niesie dalej bo swoją sieć kolejową przez wszystkie pogorzeliska świata rozpięła biała lokomotywa*.
Biało-szary jest dzisiaj świat. I takie nic, ale bilety są sprawdzane a dwudziestka dwójka prowadzi wozy w obie strony, przez okno widzę. Więc życie czas ruch. Niech będą.
Dwudziestka dwójka. Otwarta droga na światy te, do których tęsknię. Na przepiękny kawał lądu pomiędzy rzekami – Żuławy, i na Malbork i na pola i łąki jeszcze dalej. Zima się skończy i we wszystkie strony poniosą mnie młode nogi, polskie drogi. Dlaczego wszystkie pory roku nie mogą być latem złotym czasem słonecznym bez edukacji. Żeby płatki śniegu. Chyba dlatego.

* Patrz: Edward Stachura – Biała lokomotywa