Na wylocie z Kartuz na Gdańsk trwała praca leśna – zwożenie pni drzew, może porządki po wycince. Robotnik tej pracy w pomarańczowym ubraniu, z słuchawkami ochronnymi na szyi zagadnął mnie, czy szybko można dziś kogoś zatrzymać, czy trzeba mieć zapał? To było tuż za rondem, ale rozpędzali się raczej już kierowcy i wbijali w bukowy las. Ja poczekałem trochę, ale było warto: facet ze śląską rejestracją w dostawczaku zabrał mnie do Pruszcza Gdańskiego a właściwie do Rusocina: blisko bramek wpuszczających na autostradę A1. Czekał go potem kurs do Częstochowy i dalej do Nysy, ale to wszystko dopiero po załadunku. Zostawił mnie więc na głównej zanim zjechał do Pruszcza, poradził jeszcze wcześniej jak jechać mogę na ten Poznań: koło Torunia, na „dziesiątkę”1. Rada pewnie była dobra, ale stało się inaczej.

Przelazłem na dziko po trawie za barierką wzdłuż drogi a później po drodze przy krawędzi jezdni, tam gdzie już się rozjeżdżają samochody do bramek i gdzie się zwalnia. Nie wiedziałem, gdzie najlepiej się ustawić, przed bramkami? Za? Przy bramce kierowcy wychylonemu w lewo po bilet krzyczeć do prawego ucha? Skrajny prawy pas był nieczynny, stanąłem sobie na nim za bramkami i zacząłem na niego zwabiać auta z ostatniej czynnej prawej bramki. Ta i następna w większości przepuszczały „TIR-y”, ale nie była to reguła: te bramki miały drugi mechanizm wydający bilety na wysokości bocznych szyb osobówek. Tam w tym Rusocinie, a chyba jeszcze bardziej właściwie: obok niego, w tym miejscu, gdzie są bramki wjazdowe na autostradę A1, tam zaczęło się robić gorąco. Słońce pięknie świeciło przez większość dzisiejszego dnia i nawet mimo tego, że miałem je za plecami, przez jakieś odbicia, refleksy albo nie wiem co, raziło mnie i tak trochę w oczy i musiałem je mrużyć i spuszczać wzrok, żeby odpoczął.

Najgorzej z tego powodu wspominam ulicę Kościerską w Chojnicach, bo tam stojąc, stałem z twarzą z grubsza na południe, zmierzając na północ. Dzisiaj przy tych bramkach stałem z twarzą z grubsza na północ, zmierzając na południe, ale i tak musiałem mrużyć wzrok i spuszczać oczy, żeby odpoczęły.

Dość szybko zabrał mnie stamtąd niespodziewany kierowca: skupiałem się na tych z najbliższej bramki a on dojrzał mnie i zjechał z lewa na prawo uważnie i zatrzymał się za mną. Zatrąbił po drodze, żebym go nie przeoczył. Młody chłopak, w pracy był chyba, ale jeździł stopem kiedyś: na moje powiedzenie, że pierwszy raz tu stałem i nie wiedziałem, gdzie tu stać, odparł: „Bramki najlepsze”, jakby z uśmiechem w głosie. Zmierzał do Bydgoszczy, co mi bardzo pasowało.

Pod Bydgoszczą od tej strony południowo-zachodniej przeszedłem pięć-sześć kilometrów szukając miejsca, gdzie wylot z miasta na Poznań przetnie obwodową „dziesiątkę”. Miejsca, za którym moja droga stanie się po prostu samą „piątką”2 Po drodze zjadłem pierogi z mięsem w Białych Błotach, chciałem wypić kawę, ale w lokalu było dużo klientów i zrezygnowałem, lubię pić kawę bardzo spokojnie.

Może mogłem nie przechodzić tych kilometrów w słońcu, łapać samochody w mieście jeszcze, na wojewódzkiem „223”, ale wydawało mi się, że jak kierunki się rozejdą to będzie lepiej. Może było gorzej, nie dowiem się już tego. Idąc pomyślałem sobie właśnie o tym, że w podróży stopem tak to już jest: decyzja, czasem podejmowana kompletnie bez wiedzy, „w ciemno”, na przykład: iść dalej, czy łapać tutaj, potrafi zmienić zupełnie podróż. Na przykład wydłużyć ją albo skrócić. Oczywiście gdybym się spieszył, pojechałbym pociągiem3. Tak samo decyzja: jadę z tym panem „kawałek”, czy zostaję tutaj: skąd łatwiej będzie złapać następny samochód? Często nie wiem, ale najczęściej jadę. I czasami wpadam w jakieś „środki lasu”.

Znowu przeszedłem na dziko po trawie przy barierkach i ekranach akustycznych, by znaleźć się za rozjazdem, na „piątce”. Ustawiłem się w miejscu, gdzie już został sam mój kierunek, ale jeszcze nie rozszerzyła się droga na dwa pasy. Było nadal bardzo ciepło, słonecznie, samochody mijały mnie szybko. Co jakiś czas miałem kilkanaście sekund przerwy i notowałem na kartce ułożonej na dłoni:

Świat za miastem Bydgoszczą. Kiedyś może nawet i ten widok chciałbym „ocalić od zapomnienia4”.

Zwykły widok drogowy, duża zwrotnica. Pewnie były tam barierki drogowe, tablice kierunkowe wiszące nad jezdniami, ekrany akustyczne z sylwetkami ptaków drapieżnych. Było trochę różnych biznesów przydrożnych no i ruch drogowy zwrotnicowy: jedni na lewo, na „dziesiątkę”, drudzy na prawo obok mnie.

Zabrały mnie stamtąd jakimś małym autem dwie młode dziewczyny, maturzystki jak się okazało. Zdziwiłem się nieźle, jak je zobaczyłem, ale chętnie zabrałem się do Szubina. Pasażerka wysiadła żeby przepuścić mnie do przodu. Bardzo wesołe, sympatyczne, ciekawe moich podróży, więc opowiadałem trochę jak to jest na drodze i jak zapamiętałem Paryż i Rzym. Mówiły, że fajnie mi i że chciałyby wybrać się w taką podróż. Nawet chciałem je zachęcać, ośmielać do spróbowania, czy rzeczywiście im się spodoba autostop, ale jednak mówiłem tylko o sobie, głównie odpowiadałem na pytania. Często musi dla mnie upłynąć dużo kilometrów, żebym swobodnie rozmawiał. Wysiadłem po zjeździe na ten Szubin, żeby zostać na głównej, podziękowałem serdecznie i tak nagle te relacje się urwały. To normalne, ale czasami fajnie się jedzie i rozmawia. Jedna z dziewczyn mówiła, chyba pędziliśmy wtedy prostą drogą na dużą białą chmurę i pod słońcem hojnym, że to jest idealny dzień na taką podróż. Chyba tak było, długo była piękna pogoda a pod wieczór nie zdążyłem zmarznąć, miałem sweter i życzliwych kierowców.

Pod Szubinem stałem na przystanku autobusowym. Zdziwiły mnie rejestracje „CNA” i wywnioskowałem, że Szubin musi leżeć w powiecie nakielskim. Kibice „CZARNYCH NAKŁO” byli na tym przystanku przede mną.

Wzdłuż całego Żnina i jeszcze za nim po lewej stronie były jeziora, według mapy dwa. Duże, długie. Chyba jedno z nich nazywa się „Jezioro Duże Żnińskie”. Kierowca był młody, samochód niepozorny, żółty albo zielony taki miejski Citroën. Rozmowa się nie kleiła, oglądaliśmy drzewa powalone wiatrem i budowę ekspresówki. Wyśmienita była z nim jazda 140 na godzinę na „piątce” pod Gnieznem. To chyba gdzieś tam ja ustanowiłem rekord mojej Astry, rozpędzając ją do 160.

22.05.2019, Poznań, w gościnie u kumpla i jego żony. Najbliższe poezji były dzisiaj refleksy słońca na falach w polnym stawie.


1 Droga krajowa nr 10

2 Droga krajowa nr 5

3 Od tej reguły zrobiłem wyjątek raz czy dwa na trasie Chojnice – Gdańsk / Gdynia, stopem 2 godz. 15 min., szybciej niż koleją, a było to przed otwarciem obwodnicy Kościerzyny.

4 Nawiązuję do wiersza i piosenki także z repertuaru Grechuty: „Ocalić od zapomnienia”, słowa: Konstanty Ildefons Gałczyński, muzyka: Marek Grechuta, wykonanie: Marek Grechuta i zespół Anawa


Opowieści z podróży, proza poetycka:
https://www.facebook.com/polskipoetapl/
https://www.youtube.com/channel/UCHtV9nZTBplZTIvjuDoAahw

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Name *